top of page

Tatuaże z buszu.

  • Zdjęcie autora: Artur B
    Artur B
  • 2 cze 2021
  • 8 minut(y) czytania

ree

-Jestem z mężem od 4 lat, za 3 tygodnie idę na piątą już operację. Tym razem to coś większego, usuną mi prawą dłoń. Henryk przekonuje, że takie poświęcenie jeszcze bardziej nas do siebie zbliży, że pozbywając się tej zawodnej biologicznej powłoki w istocie bliżej mi do ideału. Sama nie wiem. Czasami, gdy jesteśmy w łóżku, mam wrażenie, że bardziej zależy mu na moich częściach niż na mnie. Często prosi, by ich nie oliwić, nie chce brudzić pościeli, ja jednak myślę… tak mi się wydaje, że podnieca go, gdy skrzypią. Co drugą noc wymyka się z łóżka, schodząc do piwnicy. Boję się iść za nim.


-Co drugą noc wymykam się do piwnicy. Nie zrozumcie mnie źle, wiem, że Jula wiele dla mnie poświęciła, ale zdałem sobie sprawę, że nigdy wystarczająco nie zbliży się do ideału, jaki chciałem w niej widzieć. Na dole mamy taką starą, brudną lodówkę z charakterem. Doczepiam do niej dawne protezy Julki, zagłębiając w chłodną i wilgotną przestrzeń pomiędzy nią, a ścianą. Tam, gdzie skrapla się woda. I wiecie, tuż za tą wodą moje palce trafiają na twarde, rozgrzane, czekające mnie radiatory. Stoimy tak w półmroku dłuższą chwilę upojeni intymnością. Nazwałem ją Anastazja.


Koniec przesłuchania sprzed roku, odtwarzanego wprost na mojej siatkówce, ale ja już nie słucham, odlatuję w burzę myśli, gromami strzelając za ostatnie wciąż krążące mi po głowie słowa:

Anastazja.

Anastazja.

No co za pinda tak dojechała moje imię.

-Anastazja Anatoliewiczówna…-wyrywa mnie z lotu głos -ogarnij się robotę mamy. -Pażalsta Iwan, cześć -odpowiadam w kierunku czarnowłosego chuchra noszącego męskie imię. -zapominasz kto, jakie stopnie dostał? Bierz te swoje zabawki i rabotajet. -warczę ostrzegawczo. -Oho, a kto tu dziś takim nerwem strzela. Co diewuszka, ciężka noc? Szlajało się?

Idę na mentalne zapleczę w poszukiwaniu wspomnień wczorajszej nocy. Trochę tu pusto.

Milczę.

-Co tam masz? Nowa dziara? -kontynuuje Iwan niezrażony, wskazując na zafoliowane przedramię. -Da, nie wracam z placu zabaw bez nowej kolorowanki. -kłamię. Pamięć moja teraz ulotna jak dmuchawiec. -Mhm, no tak, bez nowej kolorowanki -powtarza pod nosem. -i co tam napisane. Lu… Lukrecja? -mrużąc oczy, odgaduje wzór. -Czy nie tak miała na imię Twoja babcia? -Przyjaciółka dziadka, poza tym ja i tak byłam.. -Czyli imię babci, czy dziewczyny, którą wczoraj zjadłaś? -dopytuje, nie zwracając na mnie uwagi. -Sama chciałabym wiedzieć -wszystko mi jedno. -Czyli, że ty ze swoją babcią? -Zjedz mi Iwan. -Przewracając oczami, wybuchamy śmiechem, atmosfera na Low, napięcie spada.

Idziemy ciemnym korytarzem wiekowej kamienicy wzdłuż policyjnych neonów wyznaczających miejsce zbrodni. Brązowa farba, złuszczona, odpada od otaczającej nas lamperii. Przeciągam po niej dłonią. Odłamek wchodzi pod paznokieć. Boli. Przyjemnie.

Mieszkanie otwarte. Zalewa nas światło naprzemiennie jadowicie zielone i różowe, malujące na ścianach brunatne, chaotyczne wzory wolno obmywające elementy wystroju oparte na banalnych, orientalnych śmieciach z Ali.

-Typowa jaskinia celebry czwartego sortu. -Ano. -odpowiada Iwan. -Ale burdel. -kwituję widok zastany w sypialni. -Mhm, rozłożył ją po całości, nic z techu nie zostało. -komentuje kolega po fachu, spoglądając na truchło-kadłubek pozbawione połowy twarzy, oplecione smutno resztą bezużytecznego okablowania. -On w piwnicy? -Tak. -To może przesłuchamy i miejmy to z głowy? -pytam z nadzieją. -Nie przesłuchamy, tak się przy pomocy protez zmontował z lodówą, że nawet pewien nie jestem czy “to” wedle standaryzowanych definicji żyje. -Kurwa. -No. Przypuszczam, że hasa teraz sprzęgnięty po neuro z automatycznym systemem zaopatrzenia, zamawiając w markecie bułki i mleko. Ninka przyjedzie, to zbada.

Milczymy. Wsadzam dłonie w miękkie kieszenie seledynowej bluzy. Materiał oplata skórę przyjemnym ciepłem, a w środku ja, schowana przed całym światem.

Wchodzi Nina w tej swojej czarnej grzywie, pasującej do czarnego body, śląc mi od progu serduszka po AR-rze. Unoszone pod sufit, wypełniają pomieszczenie. Odpowiadam błyskawicami.

-Ciebie nie wydziaram, zapomnij. -Aha, mamy dzisiaj marudę w towarzystwie! -mówi, wydymając dziewczęco usta, starając się udawać obrażoną. Nagle wzrok jej ląduje na wisience zbrodniczego tortu, skłaniając do wysyczenia głuchego: -Suka blyat. -Ano. -wzdycha po raz kolejny ze swoją nutą męczennika w głosie Iwan. -Wygląda gorzej niż na briefingu. -Element zaskoczenia nieodłączną częścią naszej roboty -mówię.

Heheszki.

Ninka przeciąga dłonią nad zwłokami, odpływa gdzieś myślami, chwilę procesuje, po czym wypala w naszym kierunku: -Myślicie, że jej się podobało? -Matku Boska Częstochowska. Co jej się niby podobało Nina? Rozmontowanie na szrot? -warczy zirytowany współpracownik. -Ale zobacz, śladów walki brak, a wyciągnięcie z niej metalu trwało dobre kilkanaście godzin -kontynuuje czarnowłosa -poza tym widzieliście ich profile? Bawili się tak od dawna, mieli niezłą paczkę followersów. -A ty widziałaś przesłuchanie sprzed roku? Typowy przypadek przemocy domowej, ona się bała Nina. -kręci głową Iwan. -No może, może. A badał jej ktoś neuro? Może sobie przestawiła szlak przyjemności? Wtedy mogła mieć mokro nawet wiążąc buty. Wiązałaby całymi dniami. -Żadnych oficjalnych rekordów -odpowiada sucho chłopak. -A ty co sądzisz Stazja? -mruga do mnie dziewczyna.

Stoją nade mną Anioł z Demonem, tak, że już nie wiem, które jest kim, aż mi podchodzi do gardła cały wieczór wczorajszy, cała noc neonowa.

Już nie heheszki.

-Bierz zabawki i zrób skan całego mieszkania. -krztuszę do Iwana, po czym wybiegam przed kamienicę.

Staję pod ścianą zrzucającego starą skórę budynku oplecionego świetlistym LEDem w ramach pokrętnego procesu rewitalizacji. Diody rzucają półcień na gromadzących się za barierkami wyznaczającymi strefę naszych działań gapiów. Mierzą mnie pogardliwym spojrzeniem.

Odpowiadam tym samym, odpalając papierosa.

-Ua, a co to? Nie vapujesz? -pyta wychodząca za mną Nina. -Retro, to moja droga jest retro absolutne. -odpowiadam, nadal wbijając wzrok w gapiów.

Dziewczyna opiera plecy obok mnie, krzyżując ręce na piersiach. Wyjmuje z kieszeni malinową gumę.

-To jak, nie odpowiedziałaś na moje pytanie. -Czy jej się to podobało? Czy można żyć szczęśliwie jako lodówa? Nie wiem, pojęcia nie mam kochana. -wzruszam ramionami. -Ale przyznasz, że tymi swoimi streamami zjechali widowni nerwy i nabili fanów. -chichocze. -Nawet tutaj tłum gniewny przyszedł, pochodni z widłami brakuje. -Pieprzone cyborgi z buszu. -syczę jadowicie. -Kto? -Oni -wskazuję papierosem gapiów. -Im się wydaje, że bronią czegoś, świętego porządku natury. Prawdę mówiąc, od zawsze go mieli w dupie, zmieniły się jedynie dostępne środki. Pierwsze kultury, ledwo zeszły z drzewa, a już uderzały w dziary, piercing z kości, rozciąganie szyi i uszu, kurczenie stóp. Wszystko po to, by zmieniać statystyki postaci wedle swojego widzimisię. Mówię, cyborgi z buszu. -Czyli zawsze chodziło o rekompensatę, nadsztukowanie wybrakowania? -pyta, puszczając prowokujące oczko i przenosząc wzrok na moje tatuaże.

-Oho, zadziorna Pani cyberpsycholog z Ciebie wychodzi. -odpowiadam, lekko się uśmiechając. -Nie o żadną rekompensatę, ale wiesz jak było, jak jest nawet teraz. Rodzisz się, następuje zwolnienie blokady losującej. Wielka loteria genów, dostajesz co wypadło, koniec. Nos, oczy, usta, to jeszcze pół biedy. Gorzej z neuro, wpadnie Ci przypadkiem talent, lub dwa to klękajcie narody dziecko cudowne. Nie wpadnie – mur. Nieważne ilu kołczów przywołasz, ile czasu poświęcisz – nie przebijesz pewnego sufitu. Bierz co masz, bo Cię kopsną do psychologa. -kończę smutno.

Nina się śmieje.

-Śmiej się śmiej, moja droga. Możesz siebie akceptować, ale nawet wtedy dziara, piercing, kolorowe włosy, to Ci daje pewną możliwość zaprojektowania samej siebie, pewne uczucie buty i kontroli. To… -To przyjemne, wiem. -wyciąga mi z ust dziewczyna.

Podaję jej papierosa. Nie trzeba już słów. Tłum powoli gęstnieje, a chłodne powietrze wiosennego poranka muska nam skórę.

Wdech.

Wydech.

Chwila spokoju.

Naszą nirwanę przerywa głośny furkot drona dostawczego Amazonu. Przelatuje nisko, upuszczając paczkę dwa metry nad ziemią. Pudełko koziołkuje przez podwórze, sypiąc ścieżkę z fantów.

-Sobaka, co do cholery.

Wokół nas pożoga groteski. Miecze świetlne, pluszowe koty, dilda i inne akcesoria filmowe.

-Stazja, podpis krypto i adres się zgadza -mówi Nina, oglądając resztki pudełka. -Znaczy? -Znaczy, nasza lodówa jednak żyje. Żyje i zamawia ten chłam.

Gwizdy od strony drzwi. Wychodzi Iwan zamyślony, nucąc nieznany mi motyw. W dłoniach trzymając niewielki przedmiot koloru kości słoniowej, powoli podnosi wzrok.

-Zostawić was na chwilę diewuszki.. -Bez żartów buło, miałeś rację. -wchodzę mu w słowo. -Rację? -Lodówa nadal dycha i hasa po sieci -kończę. -Blyat. -Co tam masz? Zabawki znalazły cokolwiek interesującego? -pyta czarnowłosa, wskazując przedmiot. -Jeszcze mielą, a to leżało przy denatce. -podaje mi plastikowy bloczek wielkości karty kredytowej.

-Live&Death -czytam. Na rewersie wydrukowano adres IP. -Live and Death -powtarza Nina. -Tematycznie, ale niczego to nie musi znaczyć -mówi, żując drugą już pastylkę malinowej gumy.

Odwracam głowę, moje farbowane na zielono tęczówki, wznoszą się powoli skanując masę. Masę zgromadzoną za barierkami, skrytą za policyjnym neonem, masę ciemną cyborgów z buszu, którzy tam stoją jak mur tytanowy, mur niezłomny, zacementowany ciekawością i strachem, kryjący przed nami swoje światy na tyle kruche, że niezdolne do uniesienia ciężaru naszych spojrzeń.

-Dlaczego tego nie streamowali? -pytam Iwana. -Ostatnich chwil w dotychczasowej formie? -Da. -Ludzkie neuro jest zabawką o wysokim poziomie złożoności. -zaczyna chłopak, podziwiając leniwy wschód słońca. -Motywacji może być wiele. Każdy potrzebuje chwili prywatności. -Od ponad roku upubliczniali niemal wszystko. -dodaje Ninka. -Nawet jeżeli, to zapominacie o świętych “zasadach społeczności”. -uśmiecha się Iwan. -Czym? -pytamy obie. -Streaming uwali w locie każdą transmisję, którą uzna za niezgodną z polityką.

Chwila zadumy, promienie dnia zaczynają ogrzewać nam plecy.

Pinguję IP z wizytówki

-501, pusto w eterze. -Zawinęli się? -marszczy brwi dziewczyna. -Czy to możliwe, żeby…

Przerywa jej ogromny grzmot tłuczonego szkła, jazgot przewracanego szajsu z Ali. Wszyscy czujność na HIGH, wbiegamy na klatkę, odbezpieczając bronie. Serca pompują adrenalinę.

Kocham to.

Z mieszkania wylatuje uszkodzony dron skanujący, a za nim człowiek otulony jaskrawo-kolorowym płaszczem. Nie widzę twarzy. Ułamki sekund później rzuca się w głąb budynku, ku schodom prowadzącym na wyższe kondygnacje.

-Stój suka! -krzyczę, lecz nie słyszę własnych słów. COŚ krzyczy głośniej, COŚ z przeciwległej odnogi korytarza, z wejścia do piwnic.

Odwracam głowę.

Naciera ku mnie demon AGD, mozaika metalu, ludzkiego mięsa i resztek z obiadu. Uskakuję. Iwan obrywa, obijając się na ścianę. Najgorzej z Niną, dziewczyna przelatuje przez drzwi wejściowe, ryjąc ziemię przed kamienicą. Bestia rusza za nią po linii najmniejszego oporu.

Kochana wyciąga pistolet.

Strzał.

Pocisk odskakuje od metalowych drzwi lodówy. Abominacja wytrąca jej broń z ręki. Unik.

Przewrót.

Nina łapie za atrapę miecza świetlnego i z dzikim wrzaskiem wskakując zamrażarce na plecy, zaczyna okładać ją na oślep. Z bebechów potwora wypadają słoiki.

Memizacja rzeczywistości postępuje wykładniczo.

Podnoszę Iwana, nic mu nie jest, ruszam w pościg za zbiegiem w płaszczu. Kamienica pusta, pieprzyć protokoły, nie muszę się pilnować.

Wskakuję na schody, biegnie piętro nade mną. W pewnym momencie wyciąga broń, oddając ślepy strzał. Tynk ulatuje, rozpylając się w powietrzu. Pocisk mija mnie o włos, rykoszetując w ceglanej ścianie za plecami.

Ulotne życia przyjemności.

Nie myślę, zaciskam palce na broni.

Ręka,

oko,

spust,

Trafiam. Widzę, jak krople krwi padają lekkim deszczem, formując różowe obłoki przesuwane grawitacją wzdłuż pięter. Zbieg nawet nie krzyczy, zarzuca nim, ciało zwalnia, po czym rusza uparcie w stronę dachu.

Wypadam na dach. Stoi obrócony twarzą do mnie z rękoma wzniesionymi do wysokości klatki piersiowej, na tle pomarańczowego, wschodzącego wciąż słońca. Ciężko dyszy, kula przeszła podbrzuszem.

-Stój, weźmiemy Twoje ciało na warsztat, poskładają, a później odpowiesz na parę pytań. -mówię stanowczo, nie odrywając od niego wzroku.

Nieznajomy odpowiada krótkim serdecznym uśmiechem, kreśli w powietrzu kwadrat, składa ze sobą dłonie.

-Live, die and.. -resztę jego słów zagłusza wiatr, a on odchylając do tyłu swoją sylwetkę, zsuwa się z krawędzi. -Jasny wuj! -piszczy Iwan za moimi plecami. Chowam broń w kaburę, podchodzę do przepaści. Mężczyzna spadł na lodówę. Bestia ubita, drga nerwowo mechanicznym chwytakiem.


Wzdycham.

Patrzę w słońce, nie razi moich zielonych oczu. Patrzę w tłum tak samo zimny i ciemny jak, gdy staliśmy na dole. Wyciągają telefony, idzie obraz w eter z tysiąca źródeł. Poobijana Ninka wrzeszczy, łapie za swój pistolet i wypluwa magazynek w pandemonium metalu.

-Jasny wuj. -powtarza nerwowo Iwan. -Tego nam automat nie sklei, dwa dni spędzimy nad raportami. -Ściągnęli nas dla zadymy, dla zwiększenia widowni. -mówię zamyślona. -Tak myślę, a ten tu spadochroniarz im pomagał -wskazuję leżące trzy piętra niżej zwłoki. -Zabijać się dla widowni? Przecież to nonsens totalny, więcej streamów nie będzie. -kręci głową chłopak. -Nie zabijać, tu nikt nie chciał umierać, tu szło o wieczność Iwan. -A skąd ty to możesz wiedzieć Stazja? -Bo ty nie usłyszałeś, co On mi powiedział. -Co? -dopytuje, podchodząc bliżej. -Live and Die. Live, die and be reborn as a meme Iwan. -cedzę powoli. -Co to ma.. I jak niby długo taka wieczność? -Bardzo długo. Czasami nawet trzy tygodnie.

Nic nie odpowiada, patrzy, a ja czując po raz pierwszy tego dnia przypływ radości, myśli dobrych powódź, wybucham radosnym śmiechem.

-Wszystko w porządku Stazja? -dopytuje ulubione, pracownicze chuchro.

-Tak, tak. -wycieram łzy z oczu. -Przepraszam, zrozumiałam dzisiaj coś. -odchodzę od krawędzi dachu.

-Że mamy nowy kult na mieście? Czy, że będziemy się tłumaczyć dobry tydzień? -burczy ponuro chłopak, mierzwiąc sklejoną potem grzywkę.

-Że się nikomu nie musimy tłumaczyć. Spójrz na mnie: tatuaże, oczy, cebulki przepisane, by włosy rosły z niebieskim barwnikiem. Tęcza. I wiesz co?

-Nie.

-Za każdym razem, zanim jeszcze ktoś zapyta, zanim jeszcze otworzę usta, by odpowiedzieć, zawsze obrysowuję oczy potworów z buszu, szukam wymówek, szukam powodów, ale teraz rozumiem, że… -waham się. -że jest tylko jeden. -rozpromieniona ciągnę Iwana za rękę, trzeba uspokoić Ninę.

-Jaki powód? -pyta podejrzliwie unosząc brwi.

-Podoba mi się to, dopamina działa, taka jest jedyna, pierwsza i ostatnia przyczyna wszystkiego.

 
 
 

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
The universe ends here.
bottom of page